Z życia wzięte

Inżynierzy kontra technologia

Jednym z głównych usług, jakie świadczy mój zakład pracy, jest mycie implantów (do kolan, szczęki, kości udowych itd), więc w naszym laboratorium stoi sobie nowoczesny system wodny- ze stulitrowym zbiornikiem, specjalną filtrującą pompą i jeszcze kolejnymi dwoma filtrami poprzyczepianymi na ścianie. Za poprawne działanie systemu jestem odpowiedzialna głównie ja- wymiana filtrów i pobieranie próbek wody, i zespół naszych inżynierów-mechaników-elektryków- za ogólną kondycję głównej pompy.

Pokoik, w którym stoi zbiornik i wszystkie jego elementy jest conajmniej klaustrofobiczny. Szczerze powiedziawszy jest to dawna damska łazienka przerobiona na pokój. Męska łazienka jest zaraz obok, na terenie naszego magazynu- nie wiem czy to wyraz dyskryminacji pań (bo panie mają jedną łazienkę mniej niż męska część załogi, a jest nas więcej : ) ), czy jest to dyskryminacja panów (bo ich łazienka nie nadawała się na pomieszczenie dla sterylnego systemu wodnego : ) ). Ostatnio znowu musiałam wymienić jakiś filtr, więc poczłapałam do mojej izolatki, a tam wisi sobie dodatkowy nowy filtr na ścianie- i żeby zrobić na niego miejsce, inżynierzy przysunęli cały zbiornik w lewo. Teraz wszystkie kable, elektronika i płyta główna sterująca pompą jest tuż obok oryginalnego filtra, który zmieniam co 5 miesięcy w akompaniamencie wodnej fontany, jaka się tworzy, kiedy ten filtr odłączam. Nie ma to jak geniusz współczesnej inżynierii- woda i kable z elektroniką jedno obok drugiego. No nic, filtr i tak trzeba wymienić- odczepiłam mu wszystkie rurki, ochlapałam jak zwykle pół ściany, tym razem ochlapałam też wszystkie kable i płytę główną, ale misja wykonana- nowy filtr wisi i wydaje się, że system też nadal działa mimo porannego prysznica. Teraz trzeba było napisać pasywno-agresywny mail do wydziału mechaniko-elektryków i wyjaśnić im, że przydałoby się przemieścić ten nowy filtr gdzieś indziej, żeby elektronika nie była tak blisko źródła wody, po czym z powtorem schowałam się w laboratorium.

Z zadumy podczas składania urządzonka amortyzującego (do operacji biodra) wyrwało mnie metaliczne ,,brzdęk”, a potem damski skrzek ,,oł noł!”, potem nastąpiło wiercenie i wynurzył się właściciel damskiego głosu- nasz mechanik. Pokazał mi przez szybę laboratorium uniesiony kciuk do góry, że wszystko ok, wytarł małe bajorko z podłogi, wylał wodę z buta (tego już nie wytarł) i poszedł do magazynu suszyć suszarką nogawki spodni. Z ciekawości poszłam zobaczyć, czy przemieścił te filtry do wody dalej od elektroniki, bo patrząc na ten kałużowy armagedon przed labem, na pewno majstrował przy systemie wodnym. Ale kiedy wcisnęłam się do klaustrofobicznego pokoiku, moim oczom ukazały się teraz nie jeden, a dwa filtry dyndające tuż obok kabli i płyty głównej : ). W tym momencie zwątpiłam w mój angielski- może ja w tym mailu napisałam, że woda obok elektroniki jest taka zabawna, że powinni mi tam wcisnąć wszystkie filtry. Czytam swojego maila jeszcze raz- nie, no na pewno kazałam im te filtry odsunąć, a mechanik mówi po angielsku od urodzenia, więc nie mógł źle zrozumieć. Ok, próba druga, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce- wyszłam z labu i poszłam po suszącego się suszarką mechanika- wyjaśniłam mu sytuację, pomachałam rękami imitując wyimaginowaną fontannę wody, zabulgotałam parę razy, żeby było wiarygodnie i mechanik zgodził się przenieść oba filtry gdzie indziej. Wywiercił nowe uchwyty na ścianach, odczepiliśmy filtry, znowu ochlapaliśmy pół ściany i wszystkie kable- misja wykonana. I wtedy plastikowy zbiornik wodny zaczął świecić od środka na zielono niczym robaczek świętojański (to lampa UV, która zabija mikroby w zborniku, włącza się sama o konkretnych porach). I zgasło- po czym płyta główna poinformowała z radością, że lampa umarła- trzeba było zadzwonić do producenta, który przysłał nową lampę i gościa, który miał to zainstalować- przyczyna- płyta główna nie przeżyła podwójnej kąpieli w wodzie.

Kiedy lampa została zmieniona, trzeba było cały system wysterylizować kwasem, więc ubrana w strój kosmonauty i maskę, wlałam kwas, włączyłam program, kwas pokrążył rurami cztery godziny i zaczęłam spuszczać wodę z kwasem- pojemność 100%, siur siur, pojemność 70%, siur siur, pojemność 15%, siur siur, pojemność 110%, siur- czekaj, jak to 110%? Od kiedy to po 15% następuje 110- zachybotałam zbionikiem- wydaje się prawie pusty, spoko, nieważne, niech się teraz uzupełnia nową czystą wodą. ,,Przepływ wody wstrzymany- maksymalny poziom wody w zbiorniku przekroczony”- znowu zachybotałam zbionikiem- pusty jak nic. Zbiornik ma w sobie miernik w postaci ,,amerykańskiego pączka” nasadzonego na podłużną lampę: mało wody- pączek zsuwa się niżej, dużo wody- pączek jest wypuchany do góry, więc zbiornik wie, ile ma wody. ,,Nieprawda, mam 110% wody” oznajmiła płyta główna. Ok, chcesz wojny, to będziesz ją mieć. Wlazłam na drabinę, odkręciłam górę zbionika (znowu będzie trzeba lać kwas i czyścić), zaglądam, a tam pączek-miernik zsunął się z lampy i pływa sobie w kałuży wody na dnie. Bez szans, że go dosięgnę swoimi łapkami tyranozaura! Musiałam łowić go metalowym prętem. Po pół godziny przeszedł mechanik wyłączyć światła w magazynie, bo wybiła piąta po południu i zastał mnie siedzącą na drabinie, z łapą aż do łokcia wsadzoną do zbiornika naszego sterylnego systemu wodnego, ubraną nadal w skafander ochronny przed kwasem i trzymającą pączek-miernik w połowie długości lampy. Ponad moim ramieniem siurkał sobie cieniutki strumyczek wody uzupełniając zbiornik- po godzinie uzyskaliśmy 10% i mogłam puścić pączek-miernik, który zsunął się po lampie w dół i zaczął unosić się na wodzie niczym boja na morzu. Kolejnego dnia zadzwoniliśmy do producenta- zapomnieli przyczepić na końcu lampy gumkę, żeby pączek-miernik został na końcu lampy, jeśli zbiornik będzie pusty. Taa, zaufaj mi, jestem inżynierem…

Pamiętajcie, zaprawdę powiadam wam: lepsze jest wrogiem dobrego. Doczepiliśmy ekstra filtr dla polepszenia jakości wody, a załatwiliśmy płytę główną, lampę i miernik, a system nie działał przez dwa tygodnie. Pierwsza zasada inżyniera- jak coś działa, to nie ruszaj : )

12 myśli w temacie “Inżynierzy kontra technologia

  1. Przede wszystkim – niesamowicie ciekawie opowiadasz! Nie mogłam się oderwać, i oczywiście wszystko to widziałam, ciebie na zbiorniku, no całą historię… 😀
    Po drugie – ciekawą masz pracę, really!
    Po trzecie – hahaha! No, bez kitu! Zasada, że jak coś jest dobre to nie poprawiaj/ nie ulepszaj, bo się zjeb..e – można ją odnieść do każdej dziedziny, i równie beztrosko jest olewana! 😀 😀 😀

    Polubienie

    1. Dziękuję bardzo. No praca ciekawa, ma swoje uroki, choć czasami robię też głupoty, które mnie męczą.
      Inżynierzy mają to do siebie, że ogólnie powinniśmy coś naprawiać i usprawniać, więc czasem nie możemy oprzeć się poprawianiu rzeczy, która działa. Takie zboczenie zawodowe 😃

      Polubione przez 1 osoba

  2. faktycznie sytuacja zabawna, zwłaszcza ten mail, gdzie wszystko jest jasne, ale widać nie na pewno, bo sprawa została spieprzona jeszcze bardziej…
    za to niedawno naprawiałem… nie, wróć!… asystowałem jedynie przy naprawie spłuczki do dzbana… w spłuczce są dwa niezależne mechanizmy: jeden dozuje wodę do rezerwuaru, drugi spłukuje, a jeśli nie, to pilnuje, żeby nie ciekło… problem był z tym pierwszym: zawór był zasyfiony i słabo drożny, wystarczyło tedy go oczyścić i takim sposobem udrożnić, nawet nie wymieniać… i tak się stało, all systems go, niestety fachurka miał niedosyt „robienia czegoś” i postanowił sprawdzić ten drugi mechanizm, czy też nie trzeba czegoś oczyścić… sprawdził, oczyścił i tak udrożnił, że spłuczka cieknie… i nijak nic z tym zrobić, skończyło się więc na kursie do sklepu po nowy mechanizm…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

    1. Oj, mała wiara w fachowców 😃 Ale prawda, nie wiadomo kto przyjdzie. Jak mechanizm będzie skomplikowany to jeszcze nie daj boże będzie trzeba wzywać jakiegoś jednego fachowca na milion, w dodatku drogiego, który będzie wiedział jak to działa. Jest też szansa, że jeśli system jest prosty, można samemu spróbować naprawić. Chyba muszę zapamiętać to drugie motto.

      Polubione przez 1 osoba

  3. Przez ponad 40 lat – jako elektronik/informatyk – miałem podobne problemy z nawiązywaniem poprawnej komunikacji z przełożonymi i współpracownikami. Mnie pomógł drugi zawód psychologa i w zasadzie, pomimo tego, że także „pracowałem na końcu łańcucha pokarmowego” (podlegałem aż trzem przełożonym, w tym jednej kobiecie) to jednak dość szybko zaczęto się liczyć z moją opinią.
    Faktycznie zasadę: „Jeżeli coś działa, to nie ruszaj” też szanowałem z małymi wyjątkami. Bo jeżeli coś działa, ale źle, to potem może być tylko gorzej …

    Polubienie

    1. Jeśli coś działa źle, to moim zdaniem nie działa 😃
      Mam wrażenie, że czasami komunikacja w firmach w Australii jest zaburzona i to nie dlatego, że angielski jest dla nas językiem obcym, ale dlatego, że w angielskojęzycznej kukturze ludzie boją się wprost powiedzieć, że coś jest źle i nie działa. Tylko starają się to przekazać w taki zaowalowany sposób, żeby nikogo nie urazić. Szczególnie widzę to po kobietach. Faceci są bardziej chętni do zakomunikowania wprost, że coś jest głupim pomysłem lub nawaliło, ale nadal mówią to rzadziej niż w Polsce. Taki jasno postawiony przekaz często zaoszczędziłby nam problemów…

      Polubienie

  4. Jak mówi prawo Murphiego: „co ma się zepsuć, na pewno się zepsuje”, a ponieważ nie ma rzeczy wiecznie trwałych, musimy się do awarii przyzwyczaić. Jeśli więc ten facet od naprawy ma jakąkolwiek możliwość zrobienia czegoś z felerem, na pewno to zrobi. W końcu, jak mówi tenże Murphy: „Nic nie jest nigdy takie proste, jak się wydawało” i już na koniec jeszcze to: „Jeśli coś może zawieść, to zawiedzie”.
    Cała historia w Twoim laboratorium jest ciekawa, ale jak widzisz daje się łatwo usprawiedliwić 😀

    Polubienie

    1. Prawda- wszystko zadziało się według życiowych zasad- ale trochę systemowi dopomogliśmy umrzeć szybciej, bo nie ma metod naprawy, które byłyby głupko-odporne. Co do praw Murphiego to mi się tutaj podoba ,, nowy program to po prostu stary program z nowymi błędami „- i tak też było w naszym przypadku.

      Polubienie

Dodaj komentarz