Australia · emigracja

Czy imigrant to też człowiek

Przy okazji całego zamieszania z koronawirusem, doszliśmy w pracy do jeszcze większych nierówności podyktowanych statusem społecznym w naszym biurze niż dotychczas. Do tej pory wyraźnie było widać, że imigracyjna część naszego biura, która nie posiada jeszcze statusu stałego rezydenta, nigdy nie odmawiała wykonania jakiegokolwiek zadania. Z kolei ci, mogący pochwalić się paszportem australijskim lub statusem rezydenta, odmawiali niektórych zleceń, bo ,,to poniżej ich kwalifikacji”, ,,bo już mają dużo innych rzeczy”, ,,bo nie będą wykonywać brudnej manualnej roboty”. Nie mam o to pretensji, imigrant musi się wykazać, bo państwo jest stworzone nie dla jego wygody tylko po to, żeby pomagać swoim ziomkom. Wszystko toczyłoby się swoim rytmem, zgodnie z prawami dżungli, gdyby nie korona. Ponieważ teraz mam poczucie, że imigrantom się nie tyle ,,nie pomaga”, co zaczyna poważnie przeszkadzać im w egzystencji.

Obecnie z naszego biura pozbyliśmy się wszystkich imigrantów poza czwórką ludzi. Australia ma zamknięte granice, więc nie ma napływu żadnych nowych ludzi z zagranicy, poza tym, sponsorowanie wiz pracownikom jest teraz na tyle skomplikowanym procesem, że pracodawcom nie chce się już w to bawić. Szkoda zachodu. Nasz pracodawca też już z tego zrezygnował, mimo że sponsorowaliśmy mnóstwo ludzi do tej pory. Z imigrantów, którzy nam zostali możemy wyróżnić mnie, Filipinkę, Irlandkę i Szkota. Ja z całej czwórki miałam największe szczęście, bo w tamtym roku udało mi się zebrać na odwagę i ustalić z pracodawcą, że aplikujemy wspólnie o wizę stałego pobytu, bo w czasach korony nigdy nic nie wiadomo i lepiej mieć już bezpieczeństwo w garści, niż cały czas z tyłu głowy mieć myśl, że jeśli przepisy się zmienią, albo Australia postanowi ratować swoich obywateli za wszelką cenę, to jedyne co mi pozostanie, to spakować walizkę i wracać do domu, bo nikt się nie będzie nade mną roztrząsać. Jestem też odpowiedzialna za mojego partnera, więc muszę ratować nas oboje. Pozostała nasza trójka imigrantów milczała. Szkotowi postawili ultimatum- albo bierzesz na siebie obowiązki innych osób i robisz coś ekstra, albo spadaj. Cóż, gościa już z nami nie ma- na szczęście znalazł firmę, która go nie wyzyskuje, więc o dziwo jest to możliwe.

Irlandka wyprosiła wizę, bo jest naszym jedynym mikrobiologiem, a jako że firma świadczy usługi sterylizacji implantów, to bez mikrobiologa funkcjonować nie możemy. Teraz rząd kręci na nią nosem, że powinna wracać do domu, bo jej pensja jest za mała jak na mikrobiologa, więc ewidentnym jest, że pracodawca sponsoruje jej wizę tylko dlatego, że taniej jest mu zatrudnić ją niż Australijczyka. Smutna sprawa, bo na jej miejsce mieliśmy już pięć innych osób, najdzielniejsza wytrzymała dwa tygodnie, najsłabsza jeden dzień i powiedzieli, że do pracy już nie wrócą. Nie tylko przez rodzaj obowiązków, ale też i przez menadżera-sukę. Tylko ta Irlandka podjęła się pracy i jest z nami już czwarty rok- zna klientów, przeszła kosztowne szkolenia, straciliśmy czas na jej wprowadzenie w usługi i tajemnice firmy. Niestety rząd widzi w niej wroga i krętacza, bo jak to tak, żeby zarabiać za mało, przecież kradnie miejsce pracy. Więc teraz dziewczyna udowadnia, że naprawdę jest godna tego, by tu zostać i nie dość, że za mało zarabia, to jeszcze musi się z tego tłumaczyć. Rozumiem, że rząd walczy o swoich i wolałby na jej miejscu Australijczyka, szczególnie w czasach, w których ludzie tracą pracę, ale sprawa nie jest taka czarno-biała.

Filipinkę odesłaliśmy z kwitkiem, bo jej obecna wiza jest jeszcze ważna przez rok, więc ,,nie ma się co spieszyć”. Dla tych, którzy się nie orientują- Australia ma pewną listę zawodów ,,chcianych”, jeśli twój zawód jest na tej liście, to pracowadca może cię sponsorować jako osobę, której umiejętności są poszukiwane i ciężko jest znaleźć osobę z Australii, która ma takie same umiejętności/ zawód, albo jest takich ludzi za mało. Ta lista zmienia się, ludzie dwa razy do roku patrzą z zapartym tchem na nowe zmiany wprowadzane przez rząd. Na szczęście zawody nie znikają aż tak często, ale zawód Filipinki właśnie wyparował z połowy list (dla mniejszych miast i niektórych stanów Australii). Możliwe, że czekając, ryzykuje, że za rok już nie będzie mogła aplikować o żadną wizę mimo spędzonych tu pięciu lat. Pracodawca uznał, że skoro ,,da wolność” mi i Irlandce, to bardzo możliwe, że odejdziemy z pracy (nasze aktualne wizy mówią, że wraz z zaprzestaniem pracy dla tego konkretnego pracodawcy nasze wizy tracą ważność. Wiza rezydencka uwalnia nas od takich zależności). Dlatego, żeby nie tracić jeszcze trzeciego robola, Filipinka ma czekać.

Do tego dochodzą jeszcze wszyscy agenci migracyjni, którzy aplikację o wizę przygotowują. Nie tylko jest to drogie, a dokumenty i tak musisz wypełnić sam, oni tylko ci je wysyłają i wskazują, które masz uzupełnić, ale problem leży w tym, że ich etyka pracy jest bardzo kiepska. Uważam, że powinni mieć takie podejście jak prawnicy- reprezentują swojego klienta i ryzykują tym, że jeśli zawiodą, to klient straci pracę, pieniądze i możliwość przebywania w miejscu, w którym już zapuścił korzenie. Niestety wszyscy agenci, z którymi miałam do tej pory kontakt traktują swoją robotę bardzo luzacko. Zamiast mówić klientom, jak podnieść swoje szanse na wizę (zrobić dodatkowy kurs, przenieść się do innego stanu, wyrobić jakiś certyfikat/licencję), to najczęściej tylko mówią, że ,,no nie pasuje pani do kryteriów, do tej wizy też pani nie pasuje, ani do tamtej, więc nic się nie da zrobić” i radośnie rozkładają ręce, bo przecież świat się nie zawali, jak cię wyrzucą z kraju. A kiedy znajdzie się ta jedna jedyna, do której pasujesz (najczęściej jest to jedyna wiza, jaką ci agenci znają i w której się specjalizują), to cały proces trwa strasznie długo, bo podczas czekania dwóch miesięcy na przyznanie ci jakiegoś dokumentu (np. uznania dyplomu ze szkoły z Polski) agent nie robi nic, tylko dłubie w nosie, po czym radośnie informuje cię po dwóch miesiącach oczekiwania, że w sumie brakuje jeszcze jednego dokumenciku, na który czeka się następne trzy miesiące. I tak sobie mija czas.

Szczerze powiedziawszy, to marzyłam o statusie stałego rezydenta odkąd postawiłam stopę na australijskiej ziemi. Nigdy nie pracowałam w zawodzie w Polsce (oprócz miesięcznego stażu na studiach). Wszystko, co zbudowałam, jest tutaj- w Australii. Chcę, żeby były tu też moje dzieci, mam nadzieję, że lepiej się je tu wychowuje niż w Polsce, patrząc na zarobki, nastawione na teorię i religię szkoły w Polsce, i beznadziejną pogodę. Póki człowiek miał możliwości o to walczyć, a w międzyczasie żyć sobie normalnie, samowystarczalnie, to było dobrze. Teraz, kiedy trzeba się o prawo do spokojnego życia wykłócać, możliwości się kończą, trzeba udowadniać, że jest się przydatnym i godnym szansy, zaczyna to wyglądać bardzo smutno. Szczególnie, że zwalczają nas nie tylko urzędnicy, co rozumiem, bo takie jest ich zadanie, ale teraz dołączyli się do tego również pracodawcy, którzy na nas żerują. Na pewno nie jest tak źle jak w Arabii Sudyjskiej, gdzie imigrant jest przerabiany na służącego i zabierany jest mu paszport, ale nie można równać w dół. Ja jestem już bezpieczna, choć jeszcze nie do końca to do mnie dociera, że po tylu latach walki nagle nie muszę się o nic martwić- mogę wreszcie pracować u kogo chcę, żyć w tym stanie australijskim, w którym chcę i wracać do australijskiego domu z zagranicy kiedy chcę. To niesamowita ulga. Dlatego ze smutkiem patrzę na tych, którzy zostali te trzy kroki za mną, kończą im się możliwości i jedyne, co im pozostało, to walenie głową w mur.

18 myśli w temacie “Czy imigrant to też człowiek

  1. gdyby tak w Polsce zaczęto zwalniać imigrantów z pracy /większość to Ukraińcy/ z powodu pandemii, to stanęłoby mnóstwo (np.) sklepów, firm budowlanych, czy też ogrodniczo – rolniczych… ale Australia to nie Polska i nie znając tamtejszych realiów trudno mi to wszystko komentować…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

    1. Tutaj zaczyna nam brakować studentów, którzy do tej pory odwalali tę mniej fajną robotę (i płacili astronomiczne sumy za naukę). Poza tym wydaje mi się, że dosyć sporo ludzi było zmuszonych przerzucić się na te bardziej,, robolowe” prace w trakcie pandemii, dlatego chodzi teraz pogłoska, że kiedy Australia z powrotem się otworzy, to ludzie zaczną się masowo zwalniać.
      Co do Polski to w moim małym mieście mieliśmy dwie większe wytwórnie, w których byli głównie Ukraińcy, ale mieli tak świetną osobę, która pośredniczyła pomiędzy nimi a pracodawcami, że Ukraińcy byli nie do ruszenia, mieli dobre warunki, żadnych nadgodzin, za to odbijało się to na Polakach. W dużym mieście sytuacja była raczej odwrotna. Ale to było 4 lata temu…

      Polubienie

  2. Z zapartym tchem i rozwartą koparą przeczytałem ten post, bo nie myślałem, że Australia ma takie opory przed zatrudnianiem obcokrajowców. W ramach wymiany studentów w latach 70′ ub.w. mieliśmy możliwość wyboru kraju studiowania i jak pamiętam jedyne problemy były z USA, gdzie można było studiować, ale wizę pobytową otrzymywało się po wsparciu pracodawcy i jakiejś instytucji rządowej.
    Fajnie, że masz za sobą ten wyścig z wieloma przeszkodami, i tak trzymaj. 👍😊

    Polubienie

    1. Dziękuję bardzo. Mam wrażenie, że po bardzo intensywnej globalizacji całego świata, ludzie zaczynają skłaniać się w stronę drugiego ekstremum i patrzą na imigrantów coraz mniej przychylnie. Australia ma dosyć sporo,, chętnych”, dlatego może sobie pozwolić na kręcenie nosem i wybieranie co lepszych osobników- zresztą jest to bardzo logiczne zagranie. Szkoda tylko, że w takiej sytuacji łatwo o wyzysk, który chętnie uprawiają pracodawcy 🙄

      Polubienie

  3. Przyjeżdżałem do Australii w prawem stałego pobytu więc sprawy dyskryminowania imigrantów nie są mi praktycznie znane.
    Jednak co kilka miesięcy prasa informuje , że tu czy tam pracownicy wytoczyli pracodawcy masowy pozew – „class action” – i pracodawca zwraca miliony dolarów.
    Relacje nie wspominają o statusie wizowym pracowników, ale chodzi naogół o nisko kwalifikowane prace więc podejrzewam, ze wiele tych osób ma wizy na okreslony czas.
    A więc wspomniana przez Ciebie mikrobiolog mogłaby pewnie się potargować. Rzecz w tym, że jest sama więc nie ma siły przebicia.
    Osobna sprawa, to wjazd do Australii bez wizy.
    Kilkanaście, lat temu, Australia przechodziła inwazję łodzi z nielegalnymi migrantami.
    Ochrona granic dostała absolutny rozkaz zawracania tych łodzi i umieszczania uchodźców na okolicznych wyspach – Christmas Island, Nauru, Manus Island.
    Trzeba przyznać, że łodzie przestały przypływać.

    Polubienie

    1. Nie słyszałam nigdy o takich pozwach przeciwko pracodawcom, ale nie śledzę prasy, więc to na pewno dlatego. Australia jest na tyle cywilizowana, że takie dyskryminowanie da się ukrócić w niektórych przypadkach. Może tu nie chodzi nawet o liczbę pracowników, żeby zyskać siłę przebicia, ale o to, że wielu ludzi myśli, że nie ma praw, albo ta dyskryminacja nie jest jeszcze największego kalibru, dlatego łatwiej im machnąć ręką i przeczekać, a w momencie dostania stałej wizy- uciekają od pracodawcy już następnego dnia. Czasami pracownicy sami kombinują, więc nie mogą porywać się na pozwy, mając nieczyste sumienie.
      Co do łodzi, to dobrze, że kraj broni swoich granic i stawia bezwzględne zasady- przecież nie może nagle być w kraju więcej imigrantów niż obywateli, bo wszystko by się zawaliło. Wydaje mi się, że ostatnio nawet wprowadzili zasadę, że kto na łodzi dostał się do Australii, a potem dostał jakoś stały pobyt, to i tak nie może sprowadzić rodziców do kraju, albo są oni umieszczani na samym końcu kolejki oczekujących na wizę.

      Polubienie

        1. Dziękuję za link.
          Ciekawe czy z takimi gigantami łatwiej walczyć, bo będą dbać o swój wizerunek i wolą zapłacić dla świętego spokoju, czy wręcz przeciwnie- mają pieniądze na prawników, którzy potrafią wyciągnąć ich z takiego bagna. Tak czy siak, zabieram się za czytanie.

          Polubienie

    1. No cóż, bywa lepiej, bywa gorzej, ale prawda jest taka, że póki taki imigrant nie ma stałego pobytu to nie jest tak na prawdę,, u siebie”, ale nie ma co dramatyzować. Albo może jestem za mało wyszczekana i dlatego daliśmy sobie wejść na głowę w pracy 🙃

      Polubione przez 1 osoba

            1. No właśnie! Szaleństwo. Kto to widział Boże Narodzenie w lato? I Nowy Rok w upały? Mój polski mózg do tej pory na chwilę się zawiesza, kiedy robi się bardzo ciepło i zaczynam widzieć choinki w centrach handlowych. W życiu się do tego nie przyzwyczaję 🤣

              Polubione przez 1 osoba

                1. Jako że obserwuję trochę blogów polskich i moich znajomych z kraju na Instagramie, to widzę teraz ładne zdjęcia jesieni, kolorowych listków (no może już nie w listopadzie) i dopadała mnie nostalgia, że tęsknię za jesienią, kiedy u nas robiła się wiosna. Nie dogodzisz 😱 Ale cieszę się, że jest już u nas cieplej. Brakuje tego człowiekowi po zimie.

                  Polubione przez 1 osoba

                    1. Mamy, 5 stopni to minimum, jakie jest rano, w dzień tak z 10. Ale w domu zimno- w Polsce to się z zimnego dworu przychodzi do ciepłego mieszkania i to taka ulga, tutaj z głodnego dworu wchodzi się do chłodnego mieszkania i tak przez 4 miesiące 🙄

                      Polubienie

Dodaj komentarz