Z życia wzięte

Dlaczego nigdy nie wezmę ślubu?

Werona- wyznania miłości napisane na ścianie w różnych językach.

Jesteśmy z moim chłopakiem już chyba z 11 lat razem. Przez jakiś czas wstydziłam się trochę, że mimo tak długiego stażu nie zdecydowaliśmy się na zaręczyny, bo wydawało mi się to jako symbolem tego, że jednak myślimy o sobie poważnie. Może byłam w tej kwestii trochę za bardzo tradycjonalistką i byłam przekonana, że takie gesty są potrzebne, żeby pokazać tej drugiej osobie, że myślimy o niej poważnie i przypieczętowujemy to poważnym czynem. W końcu nie ma co brać czegoś na gębę, to się w życiu nigdy nie sprawdza. Ślub jednak spaja ludzi trochę bardziej niż najlepszy związek partnerski bez papierów (bo ten drugi łatwiej opuścić przy byle małych wątpliwościach, a odkręcenie małżeństwa wymaga trochę więcej zachodu, więc wolimy go jakoś naprawić niż od razu uciekać). Oczywiście najlepiej spaja wspólny kredyt, ale mniejsza o to.

Kiedy już przestało mi zeleżeć na zaręczynach, bo zrozumiałam, że nie zmienia to w ogóle postaci rzeczy, to jak na złość wtedy właśnie mój chłopak się oświadczył. Chichot losu. Może znacie taki żart, że jak nie wiadomo, o czym rozmawiać z jakąś nowopoznaną osobą albo z kimś, kogo mało znamy, to wystarczy zacząć temat o pogodzie? W moim przypadku temat pogody zastąpiły pytania o to, kiedy ślub. Słyszę je raz w miesiącu albo od rodziny, albo najczęściej od współpracowników czy znajomych. I nikt mi nie wierzy, kiedy mówię, że nigdy. Zawsze myślą, że ich zbywam i próbują szczęścia w kolejnym miesiącu, pytając znowu o datę ślubu.

Z mojej perspektywy ślub jest zbyt problematyczny. Od ostatnich czterech lat siedzę w papierach i dokumentach, wypełniając kolejne druczki i podania o wizę, aplikując o różne potwierdzenia, zaświadczenia i inne cuda. Przygotowania do ślubu kojarzą mi się z podobnymi rzeczami, kiedy trzeba ganiać za zaświadczeniem ze swojej parafii, że jest się kawalerem/ panną (nie żebym w ogóle mogła czy chciała brać ślub kościelny), potem organizowaniu całej imprezy, zaklepywaniu terminu, miejsca, a potem tłumaczeniu aktu małżeństwa na polski czy na angielski i załatwianiu, żeby mój status cywilny został odnotowany w obu państwach. Jestem już zmęczona biurokracją i całą tą papierologią. Jeśli dodalibyśmy do tego jeszcze zmienianie nazwiska i wymienianie wszystkich dokumentów takich jak paszport, dowód osobisty i tak dalej, to ten ślub tworzy więcej problemów niż jest warty.

Nikt też nie może mi uwierzyć, że nie chcę ślubu z tego powodu, dla którego większość osób ten ślub bierze: bycie w centrum uwagi. Nie przemawia do mnie bajka o wspaniałym i niepowtarzalnym dniu, w którym wszyscy patrzą tylko na ciebie, jesteś najważniejsza, w centrum zainteresowania, a sztab fotografów biega za tobą i robi zdjęcia. Dla mnie to scena jak z koszmaru. Mam ogromne problemy z akceptacją swojego wyglądu i unikam robienia sobie zdjęć jak ognia- jeśli zdjęcia, to tylko pozowane, a nie w środku imprezy, kiedy na zdjęciu można wyjść po prostu debilnie. Wiem, że całą imprezę chodziłabym sztywna, zastanawiając się, czy na pewno prezentuję się tak jak należy- w końcu przecież wszyscy patrzą. Bardzo krępuje mnie branie udział w jakichś grach czy zabawach, które na ślubach widziałam zawsze, kiedy para młoda i ich znajomi musieli się wygłupiać. Rozumiem, że oni bawili się świetnie, ale na własnym ślubie wolałabym, żeby to inni wygłupiali się dla mojej ucieachy, a nie żebym to ja miała zabawiać gości wydurniając się w takich grach. No i zostaje nam jeszcze kwestia zdjęć. Musiałabym chyba przed ślubem pójść na jakiś kilkumiesięczny kurs pozowania i uśmiechania się, żeby być potem zadowolona z fotografii. Te z wakacyjnych wyjazdów najczęściej pieczołowicie przeglądam i większość kasuję, bo niewiele z nich do czegokolwiek się nadaje. Wybieranie zdjęć ze ślubu do albumu byłoby po prostu zasmucające.

Uważam, że ślub bardzo często organizuje się dla innych, a nie dla siebie. To koleżanki mają zazdrościć, to inni mają zobaczyć, jak nam ze sobą super, świetność naszego ślubu ma potwierdzić wspaniałość naszego związku, ma też za zadanie zadowolić naszą rodzinę, która chce się w ramach polskiej tradycji najeść, napić i pogościć. Żyjemy w społeczeństwie i nie da się rozgraniczyć potrzeb swoich i innych ludzi. Niby ślub ma być ,,dla pary młodej”, ale w praktyce to tak nie działa. Obie rodziny- moja i mojego chłopaka, bardzo naciskają na to, by zorganizować imprezę, bo chcą się po prostu spotkać i pobawić. Niestety nie ma opcji, żebym zorganizowała ślub w Australii, gdzie nie trzeba się martwić o pogodę i można spokojnie wziąć ten ślub na plaży, zamiast w urzędzie, ponieważ nikt mi do tej Australii nie przyleci. I już widzę oczami wyobraźni marudzenie ciotek, że złośliwie zapraszam je na ślub w Australii, do której nie mają pieniędzy dolecieć, więc nie będą się mogły na moim ślubie pobawić. A organizować ślub tylko dla siebie jest dla mnie bez sensu- przysięga małżeńska nie ma dla mnie dużej wartości sama w sobie, bo nie zmienia mojego podejścia do partnera. Chcemy być razem, to jesteśmy, nie trzeba niczego specjalnie przysięgać czy podpisywać. Z kolei organizować ten ślub w Polsce oznaczałoby wiszenie na telefonie (i dodajcie tu ośmio lub dziesięcio godzinną różnicę czasu) i załatwianie wszystkiego na imprezę- od miejsca, przez dodatki, pokoje dla gości, bo mamy rodzinę z różnych części Polski, po jedzenie, zespół, zabawy itd. I niepewną pogodę. Nie jawi mi się to zbyt przyjemnie. Poza tym, przy tej pandemii, to może za trzy lata do tej Polski dolecę, wtedy to już jest za późno na bawienie się w ślub, bo życie wkracza w inny etap i trzeba myśleć o kolejnych krokach, a nie być nadal na etapie dwudziestolatka.

W świetle tych wszystkich moich marudnych ,,ale”, nie widzę sensu na wydawanie niemałych pieniędzy na tę wątpliwą przyjemność jakś jest ślub. Odstraszają mnie stosty dokumentów, męczenie się z organizowaniem (albo płacenie jeszcze więcej, żeby ktoś zorganizował to za mnie), wybieranie pomiędzy uszczęśliwianiem rodziny organizowaniem ślubem w Polsce, albo ryzykowaniem czteroosobowego ślubu w ładnej scenerii w Australii, a przede wszystkim martwi mnie to, że będę na ślubie sztywna i nie uda mi się odegrać swojej roli, o czym będą przypominać mi brzydkie zdjęcia.

Ten wpis nie ma na celu narzekania, jakie to wszystko złe i trudne. Chcę po prostu obalić mit tego, że każda księżniczka marzy o bajkowym ślubie, albo przeciwnie, że każda kochająca kobieta po prostu chce mieć przy boku ukochaną rodzinę i faceta, a wtedy nic innego się nie liczy i ważne, żeby się beztrosko bawić. Ślub może być męczący i dla niektórych nie warty całej tej organizacji i bycia w centrum uwagi. Niestety łatwiejsze do przełknięcia argumenty dla ludzi to ,,nie mam pieniędzy”, albo ,,ślub nie zmienia tego jak kocham partnera, więc go nie potrzebuję”. Moje powody negowania ślubu najczęściej są skwitowane ,,e tam, odmieni ci się, ale jak zorganizujesz, to zaproś mnie, bo chcę się u ciebie pobawić” : ).

28 myśli w temacie “Dlaczego nigdy nie wezmę ślubu?

  1. Przede wszystkim każdy z nas ma inne potrzeby. Jedni uważają że ślub jest dopełnieniem ich miłości, a inni że to tylko niepotrzebny papierek. Najważniejsze by być ze sobą szczęśliwymi, a cała reszta to sprawa drugorzędna.

    Polubienie

    1. W sumie nawet papierek by mi nie przeszkadzał. Męczy mnie raczej wymaganie, żeby robić imprezę, zgrać to wszystko, wybierać dania, dodatki, serwetki, salę, kolory kwiatów, a potem na baczność pozować do zdjęć całą noc i zabawiać gości. Dle wielu to dobra zabawa, ale chyba wolałabym chodzić na czyjeś śluby, niż organizować i dopinać na ostatni guzik własny ślub- za skomplikowane to wszystko : )

      Polubione przez 1 osoba

  2. Od pewnego czasu usiłuję w Twoich postach i komentarzach znaleźć coś co by nas różniło w kwestiach społeczno politycznych i … nie znajduję. No może w tych bardziej intymnych tematach coś by się udało wygrzebać, ale i to nie zmienia sytuacji, że jestem pewien, że z każdym kolejnym postem będzie tak samo.
    Ślub u mnie był, kościelny i cywilny, wesele też, ale wcześniej zastrzegłem, że będzie to impreza 2-3 godzinna, a dla chcących się bliżej poznać zarezerwowane są pokoje gościnne i sala taneczna. Jak podejrzewałem goście szybko podjęli „zajęcia w podgrupach”, gdzie niektórzy byli zachwyceni (np. starsi, bo rozmawiali bez konieczności „chlania i rzygania”, i młodsi bo właśnie mogli się „nachlać i porzygać”, a także porapować), a inni oczywiście obgadali, że co to za wesele, gdzie nie było komu w mordę dać …

    Polubienie

    1. W sumie takie rodzielenie gości na mniejsze podgrupy to dobra decyzja- każda podgrupa robi to, co chce i nie przeszkadza swoim zachowaniem innej grupie.
      Ja chyba byłam tylko na jednym weselu w całym moim życiu- i niestety było typowo staropolskie: dużo chlania, wiejska potańcówka, jedzenie do oporu i sprzeczki pomiędzy nawalonymi wujkami. Byłam też za młoda, może 10 lat, więc nudziło mi sie potwornie, chociaż fajnie tańczyło się z jednym wujkiem, ale wiadomo, nie będzie przecież dziecka zabawiać przez cały czas.
      W amerykańskich filmach zawsze mi się podobało, że para młoda bawi się przez jakiś czas, po czym zostawia wszystkich gości w cholerę i wyjeżdża na swój miesiąc miodowy, a goście zostają na imprezie ,,pod opieką” rodziców pary młodej czy innych organizatorów. Żadnych poprawin na drugi dzień na kacu, po ewentualnych bójkach pomiędzy wujkami. Te poprawiny zawsze wyglądały dla mnie jak taka smutna rzeczywistość- była bajeczna impreza i wracamy do szarego świata. Ślub to impreza jak impreza, niech chwilę trwa i tyle.

      Polubienie

      1. Bywałem kiedyś na gruzińskich (albo abhaskich) weselach, i gdyby nie te długaśne toasty, to bym uznał, że jest to wzór jak się bawić. W weselu brali udział wszyscy mieszkańcy. Prezenty dostawali goście, a nie para młoda. Przy stole obowiązywał porządek nieco inny niż u nas, najstarsi byli wyróżniani. Gdy wśród gości pojawił sie cudzoziemiec to on był najważniejszym gościem, ważniejszym nawet od młodej pary. Nie było chamskich bójek, najwyżej ktoś kogoś na uboczu zaszlachtował. 😉

        Polubienie

        1. Haha, dobre. Teraz śluby są bardziej sztywne- ma być ładna oprawa i pokazanie się, jaka to nasza impreaz super. To gruzińskie brzmi zabawnie. Może właśnie o to chodzi, żeby to nie para młoda była na piedestale, tylko cała grupa, obie łączące się rodziny były najważniejsze.

          Polubienie

        2. długaśne toasty mają swój sens, służą kontroli tempa spożywanego narkotyku, żeby nikt się za wcześnie nie nawalił i nie narozrabial, w końcu alkohol ma być do zabawy, a nie do generowania problemów…
          p.jzns 🙂

          Polubione przez 1 osoba

          1. Takie gromadne (i nadmierne) spożywanie alko nazywa się w Gruzji czacza 😉 Jestem na bieżąco, bo syn właśnie wrócił z Gruzji. Jako niepijącemu lekko nie było, ale jakoś przeżył. A toasty, jak sądzę, to były obyczajowo wykształcone przerywniki, żeby czacza mogła trochę potrwać 🙂

            Polubienie

            1. Być może coś się zmieniło, ale „czacza” nie jest sposobem spożywania alkoholu. To jest nazwa trunku, który jest najbardziej popularny w Gruzji i w okolicach.
              https://www.photo-travel.pl/2019/11/co-pic-w-gruzji-najpopularniejsze-gruzinskie-alkohole/
              Piłem „to”. Jest to rdzenny samogon wytwarzany na bazie słodu pozostającego po produkcji win, soków, itp. wytłoków zawierających cukier. To bardzo mocny trunek, ale jego skutki są o wiele przyjemniejsze od koniaku.

              Polubienie

  3. Przeczytałam twój post z uśmiechem na ustach :). Dlaczego? Ponieważ życie nauczyło mnie, by nigdy nie mówić nigdy! Też tak mówiłam i patrz, jak skończyłam!:D To tak oczywiście od siebie. Najważniejsze, to byście byli szczęśliwi. Sformalizowanie związku pewne rzeczy ułatwia, ale papier to żadna gwarancja udanego i trwałego związku. By relacja faktycznie taka była, obie strony muszą się starać. Każdego dnia na mowo :).

    Polubienie

    1. Zgadzam się. Ze sformalizowaniem związku w Australii chyba nie ma aż takiego problemu jak w Polsce- wystarczą cztery stówy i można zarejestrować związek ,,de facto”, bez żadnych ślubów itd, przynajmniej tak mi się wydaje, i status prawny jest wystarczająco podobny do małżeństwa jeśli chodzi o dziedziczenie, decydowanie za małżonka w przypadku choroby, dzieci i tym podobne.
      Racja, zapędziłam się z tym ,,nigdy”. Kiedyś chciało mi się w te ślubne imprezy bawić, teraz mi sie nie chce. Mój facet o dziwo jest na innym etapie, więc zapowiedział, że wszystko zorganizuje i zaprosi mnie na nasz ślub. Ale to taka gapa jest z planowaniem, że zanim on to zorganizuje, to oboje zdążymy dostać Alzheimera i po kłopocie : )

      Polubienie

  4. jeśli jesteście ze sobą razem 11 lat, to chyba już jest „na poważnie”?… no, ale tu właśnie pokutuje takie myślenie, że jak „na poważnie” to tylko rejestracja (czyli ślub)… tymczasem paradoksalnie ślub stawia do góry kołami kwestię tego „na poważnie”… nierejestrowany wolny związek wymaga większej odpowiedzialności od obojga, właśnie dlatego, że łatwiej jest się rozstać z błahego powodu, więc trzeba się bardziej sprężać, aby wszystko w tym związku grało… teoretycznie ślub ma być zabezpieczeniem, gdyby komuś tej odpowiedzialności zabrakło, tymczasem realnie jest tak, że wiele osób po ślubie czuje się od tej odpowiedzialności zwolnionych i już się nie sprężają, małżeństwo staje się protezą, autopilotem zastępującym świadome sterowanie…
    ale ślub ma też swoje dodatnie strony, choćby /w Polsce/ korzystniejsze podatki… na ślubie też można szybko zarobić: dajemy show dla rodziny i przyjaciół, a oni za to płacą kopertami lub innymi podarkami… np. dziesięć czajników elektrycznych, tzw. „bezprzewodowych”, które rozprowadzone wśród znajomych nawet po cenie wyprzedaży mogą wspomóc budżet takiej pary /znałem taki przypadek/ 🙂
    na pewno jednak nie będę Cię przekonywał do ślubu, bo sam to traktuję jako niekonieczny dodatek, który może się czasem opłacać /nie tylko materialnie/, ale nie musi i każdy ma swoje kalkulacje… kiedyś byłem w związku rejestrowanym /w ramach wyrachowanego ukłonu w stronę rodzin/ i było fajnie, obecnie jestem z związku wolnym, ślub jest nam kompletnie zbędny i też jest fajnie… za to podejrzliwie patrzę na pary, dla których ów ślub jest priorytetem, wręcz czymś automatycznym, bo mam wątpliwości, czy oni są ze sobą dla siebie samych, czy dla otoczenia, które nieraz na ten ślub ciśnie, czy też dla ślubu samego w sobie, „aby był ślub”…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

  5. jeśli jesteście ze sobą razem 11 lat, to chyba już jest „na poważnie”?… no, ale tu właśnie pokutuje takie myślenie, że jak „na poważnie” to tylko rejestracja (czyli ślub)… tymczasem paradoksalnie ślub stawia do góry kołami kwestię tego „na poważnie”… nierejestrowany wolny związek wymaga większej odpowiedzialności od obojga, właśnie dlatego, że łatwiej jest się rozstać z błahego powodu, więc trzeba się bardziej sprężać, aby wszystko w tym związku grało… teoretycznie ślub ma być zabezpieczeniem, gdyby komuś tej odpowiedzialności zabrakło, tymczasem realnie jest tak, że wiele osób po ślubie czuje się od tej odpowiedzialności zwolnionych i już się nie sprężają, małżeństwo staje się protezą, autopilotem zastępującym świadome sterowanie…
    ale ślub ma też pewne swoje dodatnie strony, choćby /w Polsce/ korzystniejsze podatki… na ślubie też można szybko zarobić: dajemy show dla rodziny i przyjaciół, a oni za to płacą kopertami lub innymi podarkami… np. dziesięć czajników elektrycznych, tzw. „bezprzewodowych”, które rozprowadzone wśród znajomych nawet po cenie wyprzedaży mogą wspomóc budżet takiej pary /znałem taki przypadek/ 🙂
    na pewno jednak nie będę Cię przekonywał do ślubu, bo sam to traktuję jako niekonieczny dodatek, który może się czasem opłacać /nie tylko materialnie/, ale nie musi i każdy ma swoje kalkulacje… kiedyś byłem w związku rejestrowanym /w ramach wyrachowanego ukłonu w stronę rodzin/ i było fajnie, obecnie jestem z związku wolnym, ślub jest nam kompletnie zbędny i też jest fajnie… za to podejrzliwie patrzę na pary, dla których ów ślub jest priorytetem, wręcz czymś automatycznym, bo mam wątpliwości, czy oni są ze sobą dla siebie samych, czy dla otoczenia, które nieraz na ten ślub ciśnie, czy też dla ślubu samego w sobie, „aby był ślub”…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

    1. Ślub dla samego ślubu jest bardzo słabym pomysłem, tak jak właśnie piszesz. Ale niektórzy biorą go tylko dla samego ,,wyjścia za mąż i spełnienia marzenia o bajkowej imprezie”. Kwestia tego, czy ślub mi się opłaca materialnie też odpada, bo jak powiedziałam, nikt mi do tej Australii nie przyleci, a jak przylecą, to nie będzie ich stać na prezenty- jeśli już patrzymy na ten ślub z czysto materialistycznego punktu widzenia.
      Coś w tych wszystkich kawałach o ludziach zmieniających się po ślubie jest. Może to faktycznie myślenie w stylu ,,już nie muszę się spinać, bo teraz tak łątwo mnie nie zostawi”, może to wiara w to, że skoro był ślub, to należy wbić się w sztywne ramy dorosłości i ,,żyć poważnie” bez tych wszystkich dzieciakowatych zabaw jak do tej pory, więc ludziom się nudzi, słyszałam nawet wersję, że kobiety zmieniają się po ślubie, bo zmieniają nazwisko, co zmienia ich ,,numerologię i magię imienia” dlatego stają się inną osobą. Jak szalone teorie by nie powstawały, nikt jeszcze nie odgadł dlaczego po ślubie ludzie się zmieniają.

      Polubienie

      1. exactly… można zrozumieć decyzję o ślubie wynikłą z różnych kalkulacji /niekoniecznie tylko materialnych/, można też zrozumieć ślub dla samej fajnej ceremonii, ale już nie do końca, bo taką ceremonie można sobie wykonać stricte prywatnie, bez urzędowego zamieszania, w końcu to tylko impreza, jednak ślub automatyczny, bezmyślny, „bo tak się robi” to dla mnie jakaś masakra…
        swojego czasu z moją Byłą mieliśmy wyrąbane na ślub, uważaliśmy to za „formalną deklarację braku zaufania”, czyli wręcz zaprzeczenie idei związku… jednak jej rodzina cisnęła, cisnęła, więc wykonaliśmy ten ślub jakby trochę z litości uważając, że w sumie nic na tym nie stracimy… profity materialne pojawiły się już po fakcie… bo po ustaleniu terminu pojechaliśmy do Włoch turystycznie – handlowo, taka „podróż przedślubna”… niestety mieliśmy pecha i biznes poniósł fiasko… ale gdy po ślubie przeliczyliśmy zawartość kopert, to okazało się, że pokryło nam to straty, do tego z grubą nawiązką…
        na koniec kawał: spotykają się dwie psiapsióły po latach… „co u ciebie, co u ciebie, blablabla”… w końcu jedna mówi: „wyszłam za mąż i tego kroku nie żałuję”… druga odpowiada: „ja też kroku nie żałuję, ale po co mi do tego wychodzić za mąż?” 😆

        Polubienie

      2. exactly… można zrozumieć decyzję o ślubie wynikłą z różnych kalkulacji /niekoniecznie tylko materialnych/, można też zrozumieć ślub dla samej fajnej ceremonii, ale już nie do końca, bo taką ceremonie można sobie wykonać stricte prywatnie, bez urzędowego zamieszania, w końcu to tylko impreza, jednak ślub automatyczny, bezmyślny, „bo tak się robi” to dla mnie jakaś masakra…
        swojego czasu z moją Byłą mieliśmy wyrąbane na ślub, uważaliśmy to za „formalną deklarację braku zaufania”, czyli wręcz zaprzeczenie idei związku… jednak jej rodzina cisnęła, cisnęła, więc wykonaliśmy ten ślub jakby trochę z litości uważając, że w sumie nic na tym nie stracimy… profity materialne pojawiły się już po fakcie… bo po ustaleniu terminu pojechaliśmy do Włoch turystycznie – handlowo, taka „podróż przedślubna”… niestety mieliśmy pecha i biznes poniósł fiasko… ale gdy po ślubie przeliczyliśmy zawartość kopert, to okazało się, że pokryło nam to straty, do tego z grubą nawiązką…
        na koniec kawał: spotykają się dwie psiapsióły po latach… „co u ciebie, co u ciebie, blablabla”… w końcu jedna mówi: „wyszłam za mąż i jakoś tego kroku nie żałuję”… druga odpowiada: „ja też kroku nie żałuję, ale po co mi do tego wychodzić za mąż?” 😆

        Polubienie

  6. Jakie proste i oczywiste to było kilkadziesiąt lat temu.
    Chcieliśmy żyć razem, ślub był niekwestionowaną oczywistości
    Żeby nie nudzić na nieaktualne tematy wspomnę tylko jedną historię z małżeństw mieszanych – nasz syn z Australijką.
    Gdy doszło do tematu zmiany nazwiska, nasza synowa miała swietną argumentację –
    Wasze nazwisko kończy się na -ski czyli zgodnie z regułami waszego języka jesli zmienię nazwisko to będzie kończyć się na -ska.
    Czyli w srodowisku australijskim dla wszystkich bedzie oczywiste, ze mam inne nazwisko niż mój mąż, Czyli będzie dokładnie tak samo jak teraz. Więc po co zmieniać?
    Na marginesie wspomnę, że gdy przyjechalismy do Australii, moja zona musiała zaprezentować dokumenty dla udowodnienia że jest matką naszego syna, właśnie z powodu tej róznicy końcówek – -ska, -ski.

    Polubienie

    1. Czy w Australii nie można przypadkiem zarejestrować związku de facto i dzięki temu mieć status prawie taki jak małżeństwo jeśli chodzi o sprawy dziedziczenia, podejmowania decyzji za partnera w razie jego choroby itd? Ja w sumie nie wzbraniam się przed papierkiem, to impreza wydaje mi się bezużyteczna i męcząca w organizacji i w graniu przed wszystkimi, jaki to najpiękniejszy dzień mojego życia.
      Ślub nie oznacza od razu zmiany nazwiska- coraz więcej kobiet w mojej rodzinie nie zmienia nazwiska mimo ślubu, nawet mimo brania ślubu kościelnego. Za dużo zachodu ze zmienianiem dokumentów. Ja mam nazwisko dwa razy krótsze niż mój partner, plus jego nazwisko jest rosyjskie/ukraińskie i nie ma żadnego ski/ska, więc ten problem nam odpada. Niemniej jednak jest tak cholernie długie, że nie umiem go literować po angielsku i dostałabym szału musząc mówić po kolei w banku, u lekarza, pracodawcy, w szkole itd jak to się literuje : )

      Polubienie

      1. Wydaje mi się, że termin de-facto z definicji oznacza coś niezarejestrowanego.
        Nasze dzieci zdecydowały się na ślub, również kościelny, bez zadnego nacisku z naszej strony.
        Jeśli chodzi o samą ceremonię – sprawa bardzo indywidualna.
        W przypadku naszego syna, pomysł dość hucznej ceremonii wyszedł od rodziców panny młodej , oni to organizowali i mieli z tego powodu wiele satysfakcji.
        W przypadku naszej córki , inicjatorem był jej narzeczony. On połozył wiele nacisku na przygotowania i zaprosił mnie do uczestnictwa. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie ile radości może dać własnie takie planowanie imprezy.
        Zmiana nazwiska, oczywiście nie jest wymagana. Nasza synowa uważała po prostu za właściwe uzasadnić swoją decyzję

        Polubienie

  7. Uwierzysz mi, jesli Ci powiem, ze ja slub wzielam przede wszystkim dla siebie i syna? Gdyby nie slub, to bylabym znana jako okoliczna dziwka hahahaha. Zawsze zmienialam chlopakow, jak rekawiczki. Kiedy przeczytalam, ze jestes ze swoim chlopakiek juz 11 lat (teraz juz 12), to mózg mi eksplodowal, bo ja z mezem jestem dopiero niecale 7! Dodaj zero do liczby 11, a bedziesz miala lepszy obraz tego, ile mialam chlopakow/kochankow/partnerow 😛

    Polubione przez 1 osoba

    1. Cóż, ja ślub biorę dla świętego spokoju względem prawa, biurokracji i tak dalej. Trochę kiepsko, bo wmawiali nam, że powinniśmy go brać z miłości czy coś. Myślałam, że w UK mają wyrąbane na status związku. Dziwne.
      No ja facetów miałam dwóch. Może jeszcze z pięcioma chciałam być, ale chyba,, zapomniałam ” im to pokazać, albo nie byłam pewna (większość z nuch podobała mi się rownoczesnie z jakimś innym facetem, bo ogólnie cierpię na jakaś durną przypadłość, że absolutnie zawsze podobają mi się dwaj faceci na raz- z jednym jestem, a drugi, cóż, orbituje w moim umyśle przez trzy lata).
      W sumie ten mój ślub to chyba taka formalność, bo stażem to my już jesteśmy jak stare małżeństwo haha.

      Polubienie

      1. Z tym statusem zwiazku w UK to chodzi Ci o to, ze spoleczenstwo postrzegaloby mnie jako dziwke dlatego, ze jestem sama i mam dziecko? Zupelnie zle to zrozumialas 🙂 Chodzilo mi o to, ze dalej mialabym co miesiac innego faceta, a ze mieszkam w malym miasteczki, to w koncu chyba by sie skonczyli 😛 Dlatego sama sobie zalozylam blokade w postaci slubu.

        Polubienie

        1. Lol, ok, to była niespodziewana odpowiedź. Moja koleżanka zawsze powtarzała, że nie ma takiego wagonu, którego nie dałoby się odczepić, więc i ślub nie zawsze jest przeszkodą (choć trudniej się małżonka pozbyć niż zwykłego partnera). Więc w sumie chylę czoła, że samoblokada podziałała- moje autoblokady nie działają- jestem dla siebie zbyt wyrozumiała 😀

          Polubienie

Dodaj odpowiedź do BurgundowyKangur Anuluj pisanie odpowiedzi